Brak planowania to planowanie porażki. Lubię powtarzać słowa Benjamina Franklina. Czasem jednak nawet najlepsze planowanie nie pomaga. Wtedy liczy się to, jak zareagować jesteś w stanie na rozsypujące się jak domek z kart okoliczności…
***
2 luty 2019. 11:30.
Z Filipem Raczkowskim, trenerem głównym Akademii Rakowa Częstochowa, siedzimy przy kawie. U mnie w domu. Przesuwamy pionki na tablicy taktycznej, za chwilę zaproszę go do występu w „Akademii Weszło Junior”. Tam niecały miesiąc później porozmawiamy szeroko o otwarciu gry. Ale wcześniej – szukająca uwagi córka wskakuje na mnie, a jej palec trafia w moje oko.
***
10 stycznia 2020. 13:41.
SMS o Tomka Wilczewskiego: – Przemek, profesor w szpitalu! Oddzwoń jak najszybciej.
***
11 stycznia 2020. 03:02.
– Dzień dobry, czy w LuxMedzie funkcjonuje jakiś okulista, który byłby dostępny całą dobę? – zaczynam rozmowę z infolinią.
– Niestety, dopiero od 7:00 może pan spróbować umówić się na wizytę. Ale większość placówek w sobotę czynna jest od 8:00. Teraz pozostaje panu wyłącznie SOR.
***
11 stycznia 2020. 8:11.
– Nigdy o to nie proszę, ale czy mogę wejść do gabinetu przed panią? – rzucam wbiegając do LuxMedu przy Wołowskiej.
– Mam 24 minuty, żeby stąd wyjść – dodaję już do lekarza. – Rozumiem, że dla pani taka presja jest niekomfortowa i zaakceptuję, jeśli mnie pani nie zechce przyjąć. Ale kilka kilometrów stąd otwieram kongres, który przygotowywałem od pół roku. To najważniejszy dzień w roku dla mnie, a dziś w nocy nie spałem ani minuty. Po trzeciej dzwoniłem na waszą infolinię i patrząc na ekran telefonu światło kuło jakby ktoś włożył mi nóż w głowę. Oko nabrzmiało mi jakby miało wybuchnąć. Jeśli wkropi mi pani jakiś magiczny lek, który da ulgę chociaż na kilka godzin, Bóg pani to w dzieciach wynagrodzi.
***
11 stycznia 2020. 9:14.
***
Rollercoaster. Ostatnie dni były dla mnie przejażdżką z prędkością dźwięku.
Przed niemal rokiem córka uszkodziła mi rogówkę. Żel do oka wystarczył, by problem szybko ustąpił. Wtedy nie przypuszczałem, jak istotne to będzie dla mnie wydarzenie…
Ze względu na przemęczenie, więcej czasu przed ekranem komputera i mniej snu, erozja pogłębiła się w ostatnim tygodniu. Na bazie mechanicznego urazu z lutego. Punkt kulminacyjny i stan zapalny wewnątrz rogówki na zewnątrz wyjść postanowiły w najgorszym z możliwych momentów. Do Arkad Wrocławskich wjechałem o 8:57. Miałem zamiar zacząć punktualnie. Wiecie jakimi słowami? – Punktualność to cecha ludzi wielkich – tak chciałem rozpocząć. Bo zawsze irytuje mnie, gdy organizatorzy konferencji proponują „studencki kwadrans”, czekając na spóźnialskich. Kosztem tych, którzy są na czas. Czy promujemy w ten sposób bylejakość?
Ale zacząć musiałem inaczej.
Cieszę się. Że tak udało mi się to rozegrać. Cieszę się, że wsparcie wolontariuszy, żony i Pawła dały mi możliwość opuszczenia na moment OH Kina. Że kiedy dawka antybiotyku ze sterydem zaczęła na mnie działać, to wyglądałem jak Frankenstein, ale mogłem funkcjonować. Wyjście z sali na oświetlone foyer zawsze wiązało się dla mnie z bólem głowy, ale mogłem swobodnie rozmawiać. Myśleć. Słuchać. Widziałem (w miarę), co dzieje się przede mną.
Ładne zdjęcia porobię sobie za rok.
***
W tym samym czasie, gdy ja walczyłem z okulistycznym problemem, w szpitalu wojskowym w Gdańsku wylądował profesor Tadeusz Huciński. To on miał na Kongresie Wiedzy o Szkoleniu Piłkarskim wygłosić pierwszy wykład. Huciński to showman z krwi i kości. Na salę kinową wejść miał jak Kliczko, przy „Hells Bells” AC/DC. Zakrzepica wywołała u niego jednak zator płucny i ryzykowny w jego stanie byłby przejazd do Gdyni, a co dopiero do Wrocławia.
***
Można robić plany, ale nie można zaplanować wszystkiego. Tolkien pisze, że „w każdej chwili liczy się to, kim jesteśmy i co robimy, a nie to, kim planujemy być i co planujemy robić”. Dlatego fundament dobrego przygotowania zawsze będzie istotny. Ale najważniejszym będzie to, jak zareagujemy na sytuację kryzysową. I ja z tego jestem dumny, bo jeszcze rok temu po takiej informacji pewnie rozniósłbym pół domu.
Jakież to zrządzenie losu, że akurat w piątek rano czytać zacząłem”Encheiridion” Epikteta…
Nasza rozmowa z Tomkiem z miejsca przeszła w poszukiwanie rozwiązania. – Nagrajmy profesora w szpitalu, niech z ekranu kinowego przemówi do uczestników – zaproponowałem. – Połączmy się z nim na żywo – stwierdził Tomek.
Wiadomo, to tylko półśrodki. Wiadomo, że wiele osób przyjechało tam dla niego. Dla Hucińskiego, dla jego autorytetu. Dla jego show i warsztatu, dla jego doświadczeń. I by wieczorem usiąść z nim przy piwie.
Ale wyszło inaczej i… nikt nie miał pretensji. Bo i o takie trudno. Huciński zaczął mówić z przykrością, czuć było jak szczerze i autentycznie żałuje, że nie ma go z nami. Nierówny oddech nie pomagał mu w płynnej wypowiedzi. Namaścił też swego asystetnta, by ten poprowadził wykład za niego.
Wilczewski z Hucińskim napisali książkę, od wielu lat spędzają ze sobą więcej czasu niż z własnymi żonami. Obozy, szkolenia, kursy, konferencje. Kliniki i czas spędzony w samochodzie. Ten duet przeszedł już razem tyle, że wykład w zastępstwie nie odbił się na jakości wystąpienia. I jedyne, co usłyszeć można było za kulisami, to że „Tomek dał radę”.
W tym by dyskusje nie dotyczyły absencji naszego prelegenta, wydatnie jednak pomogliśmy. W sobotę rozmawiałem z dziesiątkami osób i większość była zaskoczona.
Tym jak opakowaliśmy KWOSP. Tym jaka otoczka mu towarzyszyła. Show, jakie zorganizowaliśmy na sali kinowej. Dodatkowo doświetlonej, wzbogaconej o efekty muzyczne. Tym, jakie atrakcje zaproponowaliśmy z boku. After party, dostępem do prelegentów. A wszystko to na fundamencie olbrzymiej merytorycznej wiedzy i szalenie wysokiej jakości wykładów. Bo od tego zawsze zaczynać będziemy przygotowania Kongresu.
Nie pamiętam konferencji trenerskiej, po której tyle szumu byłoby w social mediach. Nie pamiętam eventu, po którym tyle zdjęć, komentarzy pojawiłoby się w sieci. No, może OKT, może Lech Conference, czyli kilkukrotnie większe od naszego wydarzenia. Z wieloletnią tradycją i historią.
Więc teraz mam swój festiwal próżności. Teraz moje ego może się trochę dopompować. Zrobiliśmy coś dużego. I choć nie dam sobie być zależnym od opinii innych ludzi, wyciągam z nich wnioski. Wiem, co słowa te znaczą. Wiem, ze odwaliliśmy kawał roboty, którą oni docenili i tym się „jaram”. I kiedy czytam, że to była najlepiej zorganizowana konferencja, na której było większość trenerów, kiedy znajomy wpada w połowie eventu, bo widział zdjęcia i stwierdził, że musi to zobaczyć na żywo, to wiem, że było warto poświęcić te pół roku. Że warto było to wszystko tak dobrze zaplanować.
A kiedy w niedzielę rano otworzyłem oczy (a w zasadzie jedno oko), uśmiechnąłem się. Ale pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy to pytanie. Czym przebijemy tegoroczny Kongres za rok?
Brak planowania to planowanie porażki. Próbujmy więc planować, ale nie uzależniajmy się od tego. A teraz kończę felieton. I zaczynam planować to, czym przebijemy sobotni KWOSP. Pamiętajcie, jedyne granice są w naszych głowach.
Przepraszam za spóźnienie.
PRZEMYSŁAW MAMCZAK
Powyższa relacja to opublikowany w serwisie weszlo.com felieton „Wtorkowa rozgrzewka z Mamczakiem: nie na raz”.