Wbrew przewidywaniom z początku sezonu, mecz 33. kolejki Premier League pomiędzy Man City a Arsenalem, był spotkaniem wicelidera z liderem tabeli. To spotkanie mogło przybliżyć jedną z drużyn do końcowego triumfu w lidze.
Według wyliczeń Opty, szanse na mistrzostwo Anglii, w zależności od wyniku spotkania, prezentowały się następująco:
Arsenal przegrywając bezpośrednie starcie z przebywającym na drugim miejscu w tabeli City skomplikował sobie drogę do mistrzostwa pomimo tego, iż była to dopiero druga wyjazdowa porażka kanonierów w tym sezonie, jednak dużym uproszczeniem byłoby stwierdzenie iż środowa przegrana zadecydowała o obecnym statusie walki o prymat nad Tamizą. Przyczyn należy szukać w trzech poprzednich meczach Londyńczyków, w których to stracili 7 bramek, zdobywając jedynie trzy punkty, mierząc się z dwoma drużynami bezpośrednio zaangażowanymi w walkę o utrzymanie (West Ham United, Southampton) oraz poszukującym formy Liverpoolem, z drugiej strony napędzane awansem do półfinału Champions League City, które ostatnią porażkę zanotowało na początku lutego, po drodze notując jeden ligowy remis.
Jednym z powodów załamania gry defensywnej Arsenalu jest absencja jednego z najlepszych środkowych obrońców tego sezonu – Williama Saliby. Dość powiedzieć, że pod jego nieobecność – sześć spotkań, kanonierzy stracili 34% bramek z całego sezonu. To pokazuje, że w wyścigu o tytuł, musisz posiadać odpowiednie zaplecze, aby móc zastąpić podstawowych graczy solidnymi zmiennikami. Wiele do życzenia pozostawia też postawa drugiej linii co pokażemy w dalszej części artykułu.
Przechodząc do składów obu drużyn, powrót do podstawowej jedenastki gospodarzy zaliczył Kyle Walker. W poprzednich meczach obywateli mogliśmy zauważyć pewną tendencję. W nawiązaniu do grafiki, City przystępowało do zawodów w formacji 1-3-2-4-1 ze Stonesem, który wcielał się w rolę drugiego środkowego pomocnika, z kolei w defensywie zajmował miejsce prawego obrońcy. Do rywalizacji z Arsenalem, gospodarze przystąpili grając czwórką w linii obrony, a miejsce obok Rodriego zajął Gundogan, tak więc mieliśmy do czynienia ze strukturą 1-4-4-2 w bronieniu, gdzie czoło pressingowe gospodarzy tworzył Haaland w parze z De Bruyne.
To ustawienie bardzo dobrze zabezpieczało gospodarzy przed rozwinięciem skrzydeł przez Arsenal szczególnie przy potencjalnych kontrach. Grający na pozycji 2 i 3 – Akanji i Walker byli gotowi na pojedynki 1×1 z Saką i Martinellim i w większości z nich wychodzili zwycięsko, dodatkowo często byli wspierani przez Grealisha i Silve.
„Po zobaczeniu Akanjiego przeciwko Comanowi, Sané i Musiali, jak wygrał pojedynki jeden na jednego, był niesamowity i pomyślałem, że z Saką i Martinellim to zadziała. Kiedy on i Walker są agresywni”.
Od samego początku spotkania, to Manchester wyglądał na drużynę zdecydowanie pewniejszą i spokojniejszą o końcowy rezultat meczu, strzelanie rozpoczęli już w 7. minucie spotkania. Akcję bramkową poprzedziła wymiana podań w trójkącie Ederson – Dias – Stones, Londyńczykom udało się zepchnąć City w boczny sektor, odcinając opcje do zmiany centrum gry, tworząc jednocześnie przewagę liczebną, jednak świadome deficytów gości City, przytomnie omijało pressing kanonierów długim podaniem adresowanym do Haalanda. Ten bez większych problemów wygrywał pojedynki w walce wręcz z Holdingiem i starał się uruchamiać, wypełniającego wolną przestrzeń KDB.
Podobnie jak przy bramce na 1:0, gospodarze często przeciągali otwarcie i budowanie gry, aby przyciągnąć gości na swoją połowę, chodziło o to by zminimalizować ryzyko utraty posiadanie w strefie niskiej oraz zapewnić dużo miejsca dla Haalanda oraz De Bruyne.
W drugiej połowie spotkania City w dalszym ciągu umiejętnie wiązało swoim otwarciem zawodników Arsenalu de facto zapraszając ich do wysokiego pressingu, następnie grając z pominięciem drugiej linii.
Arsenal miał problem ze zbudowaniem swojej struktury i dłuższym utrzymywaniem się przy piłce. Było to spowodowane dobrym zamykaniem linii podań oraz “krycie cieniem” i odcinaniem od podań Ødegaarda, który starał się pozycjonować między liniami.
Nawet jeśli Ødegaard próbował znaleźć przestrzeń między liniami City, wysoko wychodził za nim Stones czy Dias.
W podobny sposób Arsenal stracił trzecią i czwartą bramkę, gdzie stratę poprzez niecelne podanie zaliczył Ødegaard.
Guardiola mocno uprościł grę Manchesteru City, jednocześnie zaskakując tym Artetę. Kluczowym dla losów tego spotkania był powrót do gry czwórką w linii obrony i idealne dopasowanie personaliów (Walker i Akanji) na pozycji 2/3, co spowodowało wytrącenie najlepszych kart w talii Artety czyli zagrożenia z bocznych sektorów, po meczu Pep Guardiola powiedział, że obrana strategia miała wiele wspólnego z tym, jak przeciwnik będzie bronił i atakował jego drużynę. Arsenal miał kłopoty z konstruowaniem ataków pozycyjnych, gospodarze tworzyli kompakt przed linią obrony, byli też bardzo agresywni w pojedynkach, co powodowało wiele niedokładności w grze kanonierów.
PIOTR NOWAK, MATEUSZ DZIERŻAK
Materiał powstał w ramach studiów podyplomowych „Analiza Taktyczna”.
Pisownia oryginalna.